Swego czasu rządy w Puerto Rico zmieniały się tak często jak, humory rozpieszczonej kobiety. Miało to swoje plusy i minusy. Plusy w postaci profitów, a minusy w postaci podporządkowania się wybranej roli. Każdy, kto chciał się liczyć na mieście musiał zaakceptować te warunki, bo one stanowiły prawo i były niepodważalne.
Niepodważalność i prawo reprezentował Gubernator, to on decydował pierwszy i wybierał rolę.
W Puerto liczyło się również jeszcze siedem postaci: Burmistrz, Nadzorca, Kupiec, Plantator, Budowniczy, Kapitan oraz Poszukiwacz.
Poza nimi wyspa zamieszkiwana była przez mieszkańców rdzennych bardziej (rodowitych i tu rodzonych), oraz mniej (kolonistów). Rdzenni mieszkańcy nie należeli do osób specjalnie pracowitych i brzydzili się pracą fizyczną. Dlatego większość prac na wyspie została podzielona pomiędzy sprowadzanych kolonistów, którzy w zamian za możliwość osiedlenia się, wykonywali najróżniejsze prace. Sprowadzaniem kolonistów zajmował się burmistrz, który nigdy nie był na tym stratny. Zawsze zyskiwał jednego dodatkowego kolonistę.
Plantator z kolei decydował o wyborze najbardziej intratnej plantacji, a miał z czego wybierać, bo na żyznych ziemiach Puerto Rico świetnie rosła kukurydza, indygo, cukier, tytoń i kawa. A w ramach swojego pierwszeństwa mógł również wybrać kamieniołom, który zapewniał stały napływ budulca co miało duży wpływ na ceny budynków.
Budowniczy zajmował się budowaniem budynków na wyspie. Do wyboru miał dwa rodzaje budynków: produkcyjne (służące do przerabiania surowców z plantacji), oraz fioletowe (zapewniające dodatkowe profity). Budowniczy nieźle na tym wychodził, bo zawsze miał taniej o jednego dublona.
Nadzorca produkował towary, które można sprzedać u Kupca (za dublony), lub dzięki Kapitanowi, wysłać do Europy (za punkty zwycięstwa). Produkcją towarów objęci byli tylko ci, którzy mieli obsadzone kolonistami plantacje, oraz budynki produkcyjne przetwarzające surowce z plantacji. Wyjątkiem była kukurydza, która nie wymagała żadnej przetwórni. Nadzorca z racji swojego stanowisko otrzymywał przywilej pobrania dodatkowego towaru z takich, które wyprodukował.
Rola kupca polegała na sprzedaży towarów, które w pocie czoła wyprodukowali koloniści. I chętnie to zrobi, ale ma tylko cztery miejsca na targowisku. Nie zawsze wszyscy sprzedadzą towary, a na pewno nikt nie wciśnie mu towaru, który już ma na targowisku. Towary mają różne ceny: najtańsza jest kukurydza, która kosztuje całe 0 (słownie: zero), potem indygo (1), cukier (2), tytoń (3) i kawa (4). Kupiec po zapełnieniu ostatniego miejsca na targowisku czyści targowisko i szykuje je do kolejnego handlu. Oczywiście nie robi tego za darmo, bo za wybranie tej roli otrzymuje 1 dublon więcej za sprzedaż jednego towaru.
Kapitan zarządza statkami, wywożą one towary do Europy. Pilnuje porządku i zasad, które towarzyszą załadunkowi. Jest bezlitosny i nieczuły na błagania i zawsze zabiera to co może zabrać. Na pewno nie pozwoli na załadowanie na statek więcej niż jednego towaru. Wyznaje zasadę: żeby nie mieszać, bo to zdrowiej. Pilnuje również kolejności załadunku i tego czy przypadkiem, ktoś tam czegoś sobie na nadbrzeżu nie zostawił, bo załadunek jest obowiązkowy (jeżeli się posiada towar, który można załadować). Z drugiej strony za nic ma towary które pozostały na nadbrzeżu i które tam najpewniej zgniją ponad jeden towar, który można sobie zostawić na róży wiatrów.
Poszukiwacz z kolei jest dość specyficzną postacią, to hulaka, babiarz i samotnik. Tylko osoba, która go wybrała wykonuje jego rolę i otrzymuje 1 dublon. Trzeba tu koniecznie wspomnieć, że poszukiwacz w grze trzyosobowej nie bierze udziału. Nie wiem z jakiego powodu tak jest, ale najpewniej sam jest sobie winien.
Tylko umiejętne wybieranie ról (w odpowiedniej chwili) może zapewnić zwycięstwo, ale niech nikt nie myśli sobie, że to łatwe zadanie. Sytuacja w Puerto Rico potrafi się bardzo szybko zmienić i nie zawsze wszystko pójdzie po naszej myśli. Doświadczeni gracze wiedzą o tym i kontrolując sytuacje na bieżąco, starają się przewidzieć ruchy przeciwnika.
Gra kończy się w sytuacji kiedy brakuje kolonistów (nie, nie dobieramy wtedy tubylców), skończyły się punkty zwycięstwa, lub został zabudowany cały obszar budowlany. Ten kto naciułał najwięcej punktów zwycięstwa oczywiście wygrywa.
Nie zgadzam się z powszechną opinią, że Puerto Rico jest brzydkie. Uważam, że jest bardzo klimatyczne, a paleta barw, która została wykorzystana, bardzo dobrze oddaje kolonialny klimat.
Polemizując z opinią o fatalnym wariancie dwuosobowym napiszę tylko tyle, że Puerto na dwóch to całkiem inna rozgrywka i że sposób wybierania ról w tym wariancie to bardzo dobry pomysł. Jestem zwolennikiem gry w dwie osoby i wiele takich partii rozegrałem. Na pewno warto kupić grę, aby grać tylko z jednym przeciwnikiem.
Jeżeli miałbym ocenić Puerto, to dla mnie to idealna gra (10/10). Łatwa jeżeli chodzi o naukę zasad, ale też bardzo wciągająca i wymagająca myślenia, zwłaszcza podczas gry z doświadczonymi graczami. Warto również dodać, że gra prawie nie ma downtime’u, co dla niektórych może być dużym plusem.
PS. Tubylców oczywiście wymyśliłem (to taka informacja dla nowych graczy, którzy mogliby wydrapać dziurę w pudełku, szukając ich w zastawie).
Gorąco polecam ten tytuł każdemu miłośnikowi gier planszowych.
piątek, 17 stycznia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz